Ostatnie pożegnanie Aleksandra Soplińskiego

W sobotę 24 kwietnia 2021 r. o godz. 13.00 w kościele parafialnym św. Piotra Apostoła w Ciechanowie odbyła się uroczystość ostatniego pożegnania Aleksandra Soplińskiego zmarłego 20 kwietnia.

Mszę Świętą odprawił Biskup Rafał Markowski wraz z 10 księżmi zaprzyjaźnionymi ze zmarłym. Podczas Mszy Świętej Joanna Kiszkurno – Radna Miasta Ciechanów zaśpiewała Psalm Responsoryjny oraz przeczytała Apokalipsę Św. Jana.

Na koniec uroczystości przemawiali: Piotr Zgorzelski – Wicemarszałek Sejmu RP, Władysław Kosiniak-Kamysz – Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, Adam Struzik – Marszałek Województwa Mazowieckiego, Andrzej Kamasa – dyrektor Specjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Ciechanowie oraz w imieniu rodzin zmarłego – syn Andrzej Sopliński.

Zdjęcia z uroczystości w dniu 24.04.2021 r.

Poniżej publikujemy zdjęcia archiwalne związane z życiem Śp. Aleksandra Soplińskiego. A tak jego wspomina – wieloletni współpracownik, społeczny asystent posła – Dariusz Węcławski…

Na zdjęciu: Józef Kaliński, Aleksander Sopliński, Dariusz Węcławski – podczas Narodowego Święta Odzyskania Niepodległości – Ciechanów 11 listopad 2018 r.

20 kwietnia 2021 r. Ciechanów stracił jednego z najwybitniejszych swoich Synów. Wszyscy znają doktora Aleksandra Soplińskiego, jako radnego i przewodniczącego Rady Miasta Ciechanów, radnego i wiceprzewodniczącego Sejmiku Województwa Mazowieckiego, posła na Sejm RP czy Wiceministra Zdrowia. Pamiętamy go jako wybitnego ginekologa, który przywitał na świecie tysiące dzieci, ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego ciechanowskiego szpitala, wieloletniego działacza PSL i członka jego władz naczelnych, przewodniczącego Konwentu Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Ciechanowie (obecnie Państwowa Uczelnia Zawodowa im. Ignacego Mościckiego), zaangażowanego społecznika, kochającego męża i ojca dwóch synów oraz… wroga papierosów. Na tym w zasadzie kończą się oficjalne wspomnienia jego życia i zasług.

Dla mnie Pan Aleksander był niczym drugi ojciec, co Mu wielokrotnie mówiłem. Kiedy zwracał się do mnie „mój przyjacielu”, czułem się niezwykle zaszczycony, ponieważ znałem Go na tyle, by wiedzieć, że to nie tylko zwykła kurtuazja.

Współpracowaliśmy ponad dwadzieścia lat, od początku mojego pobytu w Ciechanowie, kiedy nie znałem tu jeszcze nikogo. Na pewno był moim przewodnikiem, mentorem, który odcisnął trwałe piętno na moich poglądach i sposobie postępowania. Ciągle uczyłem się od Niego czegoś nowego. Pan Aleksander był osobą o łagodnym usposobieniu i nienagannych manierach.

Maria Leśniewska i Aleksander Sopliński
Dzień Kobiet marzec 2009 r.

Miał wyczucie, takt i powściągliwość, cechy tak rzadkie w dzisiejszym, nachalnym świecie. Przy tym był jednak konsekwentny, stanowczy i skuteczny, acz nie za wszelką cenę i nie po trupach. W każdej sytuacji wiedział, jak się odnaleźć, co i jak powiedzieć, lub czego nie powiedzieć, co czasami bywa nawet ważniejsze.

Czasami po prostu odpuszczał. Dlaczego? Myślę, że był świadom swej niezależności. Był ponad te wszystkie sprawy, o które ludzie kruszyli kopie, skakali sobie do gardeł. Nikomu nic nie musiał udowadniać, a już na pewno nie sobie. Pomimo swojego wieku, doskonale odnajdował się w środowisku ludzi młodych. Wynikało to chyba z niezwykłej, rzadko spotykanej charyzmy.

Pan Aleksander gromadził ludzi wokół siebie. Nie wydawał poleceń, ale przedstawiał cele i tłumaczył ich sens.

Ponadto potrafił słuchać. W ten sposób, w pewnym momencie, stworzył prawdziwy monolit – drużynę. Miałem zaszczyt być jej członkiem. Wszyscy byśmy w ogień za nim wskoczyli. Tym bardziej, że sam nie siedział za biurkiem. Był człowiekiem trasy, terenu, spotkań, co raz to nowych wyzwań.

IV Powiatowy Zjazd Delegatów PSL – 19.05.2012 r.

Opowiadał, jak za komuny jeździł rozklekotaną, nieogrzewaną karetką w 20-stopniowym mrozie po bezdrożach, więc i teraz nie odpuści. Takiemu człowiekowi po prostu nie wypadało odmawiać.

Wspaniałym doświadczeniem była pomoc w prowadzeniu Jego bloga. Miał niesamowity zmysł w posługiwaniu się tym nowym narzędziem. Ja tylko pomagałem technicznie i stylistycznie. Blog wygrywał liczne konkursy, miał świetne statystyki. Był praktycznie codziennie cytowany w ogólnopolskich mediach. Nasza praca wyglądała jak przeciąganie sznura – doktor Sopliński ku łagodzeniu sformułowań, ja ku ich zaostrzeniu. Ale to on zawsze miał decydujący głos. Bywało, że pracowaliśmy nocami. W końcu doszło do tego, że na korytarzach sejmowych znajomi witali go słowami „cześć blogerze”.

Pamiętam, jak jesienią 2010 roku na blogu poruszyliśmy ważny, ale wyjątkowo kontrowersyjny temat. Wpis umieszczony został późno. Telefon obudził mnie wcześnie rano. Pan Aleksander ubolewał: „ojej, ojej, Darku, to się porobiło. Jestem na okładce Faktu.

Telefony się urywają – telewizja, TVN, gazety, stacje radiowe. Waldek nawet dzwonił. Co tu robić, co robić?”. Pomyślałem sobie: „o co mu chodzi?

Przecież to świetny news”. Ale On taki właśnie był. Nie lubił być w centrum zamieszania. Wolał być merytoryczny, dokładny, precyzyjny i stonowany. Źle czuł się wśród krzykaczy i populistów.

Józef Kaliński, Elżbieta Szymanik, Anna Cioch, Aleksander Sopliński – Dożynki 2011 r. Gołymin Ośrodek, chlebem częstuje były Wójt Andrzej Chrzanowski

Spierał się na argumenty i w tym był niepokonany. Był to człowiek, który uwielbiał pomagać – i ludziom i instytucjom. Pamiętam, jak bardzo zabiegał o wózek inwalidzki dla starszego pana z Chorzel, czy o meble dla Domu Samotnej Matki w Starej Białej. A takich nieznanych, małych-wielkich rzeczy było dziesiątki, jeśli nie setki. Miał też swoje oczka w głowie wśród instytucji. Walczył wprawdzie o wszystko, co służyło ludziom, ale szczególnie o ciechanowski szpital, PWSZ w Ciechanowie czy ośrodek dla chorych na SM w Dąbku.

Najbardziej cieszyły Go nie ważne i zaszczytne ordery czy odznaczenia państwowe, ale takie bliskie jego sercu, jak Kryształowe Serce PCK, czy Medal Przyjaciela Ośrodka w Dąbku albo zwykłe uśmiechy i łzy wdzięczności setek anonimowych ludzi.

Pan Aleksander dobrze czuł się na łonie przyrody. Odwiedzałem go na ranczo w Gołotach. Miał tam klimatyczny domek. Chodziliśmy po gołockim lesie rozmawiając i planując.

Opowiadał mi o swoim psie, którego zastrzelił w lesie myśliwy leśnik, omal nie zabijając również jego, o zderzeniu z łosiem na drodze. Zawsze ciepło mówił o swojej rodzinie. Czasami, gdy wchodziliśmy na tematy medyczne, potrafił zapominać o bożym świecie.

Wtedy delikatnie musiałem sprowadzać Go na właściwe obszary czasoprzestrzeni. W tej materii był prawdziwym pasjonatem. Kiedy zauważył, że przytyłem, pogroził mi palcem i rzekł: „pamiętaj Darku, człowiek łyżką kopie sobie grób”.

Najczęściej pracowaliśmy jednak w biurze poselskim, gdzie na centralnym miejscu wisiało duże zdjęcie Pana Aleksandra z Ojcem Świętym Janem Pawłem II. Zawsze z szacunkiem odnosił się do papieża i wartości chrześcijańskich.

Kiedy była pilna potrzeba spotykaliśmy się gdziekolwiek, nawet w gabinecie ginekologicznym, gdzie czułem się dość nieswojo, czego on nie rozumiał. Dzięki legitymacji asystenta posła miałem łatwy dostęp do Sejmu. Odwiedzałem czasami Pana Aleksandra w jego pokoju poselskim. Jeszcze w pierwszej kadencji dzielił go ze Zbigniewem Kuźmiukiem. Ten jednak wkrótce trafił do Brukseli i Pan Aleksander był w pokoju sam.

Po Kuźmiuku została sterta książek. Chyba nie przepadał za tym miejscem. Zresztą nie dziwię się.

Spotkanie wigilijne – 2011 r.

Od lewej: Czesław Ostrowski – człowiek o bardzo dobrym sercu z wielką wiedzą historyczną. Fotografia wykonana na miesiąc przed jego śmiercią. Jedną z jego inicjatyw było nazwanie ul. Tadeusza Wyrzykowskiego w Ciechanowie – żołnierza Batalionów Chłopskich był bliskim współpracownikiem posła Stanisława Żelichowskiego. Na kilka minut przed zrobieniem tego zdjęcia Czesław Ostrowski otrzymał z rąk Aleksandra Soplińskiego „Złotą Koniczynkę” – jeden z najwyższych odznaczeń w Polskim Stronnictwie Ludowym. Dalej stoją: Maria Goliasz, Elżbieta Szymanik, Regina Grabowska, Aleksander Sopliński, Sławomir Morawski.

Podczas tej samej uroczystości wigilijnej w 2011r. Aleksander Sopliński wręcza Marii Leśniewskiej medal im. Wincentego Witosa. Medal stanowi najwyższe wyróżnienie w Polskim Stronnictwie Ludowym. Tego samego wieczoru medal Witosa z rąk Aleksandra Soplińskiego otrzymali również: Winicjusz Miziołek i Jan Kosobudzki.

Pokoik jak w akademiku, meble późny Gierek i taka ciemnożółta, stęchła atmosfera. Poseł miał tapczan po lewej stronie, Kuźmiuk po prawej. Ludzie myślą, że posłowie mieli tam luksusy, a ja w akademiku miałem więcej miejsca.

Odwiedzałem też Pana Aleksandra w gabinecie ministerialnym przy ulicy Miodowej. To było już bardziej sympatyczne miejsce. On jednak zdecydowanie najlepiej czuł się u siebie, w Gołotach.

W pewnym momencie zauważyłem, że coraz bardziej szuka spokoju, unika spotkań i zmniejsza aktywność. Porozmawialiśmy poważnie.

Opowiedział o chorobie, prosząc, by o tym nie opowiadać. Walczył dzielnie jeszcze przez wiele lat, choć już na wolniejszych obrotach. Raz było lepiej, raz gorzej. 25 marca obchodził 79 rocznicę urodzin. Głos w słuchawce był słabiutki i cichy. Ale cieszył się, że pamiętałem. Życzyłem mu tylko zdrowia, zdrowia i zdrowia.

Józef Kaliński i Aleksander Sopliński składają kwiaty w lesie Ościsłowskim 2011 r.

Powiedział: „Darku, ludzie mojej daty mawiają, że jeśli przeżyje się zimę i doczeka do wiosny, to jakoś będzie”. Wtedy niemal zobaczyłem uszami ten jego subtelny, delikatny uśmiech. Niestety, akurat tego roku, zima wyjątkowo długo nie ustępowała pola wiośnie… Za długo…

Dariusz Węcławski

Zdjęcia: Ciech24.pl

 

Źródło:

  • Zdjęcia z uroczystości i zdjęcia archiwalne – redakcja Ciech24.pl
  • Wspomnienia o Aleksandrze Soplińskim – tekst Dariusz Węcławski
  • Zdjęcie z 11.11.2018 r. – Facebook Dariusz Węcławski
Previous ArticleNext Article